Bycie wyzwaniem i równowaga zaangażowania, to w zasadzie dwie te same rzeczy, tylko w różnym stadium rozwoju. Trochę tak jak szczeniak i pies.
O byciu wyzwaniem mówimy na początku relacji, kiedy dopiero poznajesz nową osobę i wtedy to czy jesteś wyzwaniem mocno decyduje o Twojej atrakcyjności. To znaczy, jeśli masz przekonanie, że trafiłeś na jakiegoś półboga lub półbogini i pokazujesz, że już jesteś sprzedany i tylko modlisz się, żeby druga strona też Cię wybrała, to nie jesteś wyzwaniem i nie będziesz atrakcyjny dla tej osoby. Na tym etapie to też możemy to nazwać równowagą zaangażowania, tylko im wcześniejszy etap relacji, tym mniej stabilna jest ta równowaga - to znaczy, że jeśli na przykład po drugiej randce wyznasz miłość, a potem będziesz dzwonił do partnera 5 razy z rzędu, a jak odbierze to będziesz miał pretensje o to, że nie odbierał i nie oddzwonił - to nawet jedna taka sytuacja może odepchnąć tego potencjalnego partnera na dobre. Natomiast kiedy jesteś w długim związku to nawet nieodwzajemnione wyznanie miłości Ci raczej nie zaszkodzi, a taka sytuacja z telefonami też będzie odpychająca dla Twojego partnera - ale potrzebujesz znacznie więcej takich zachowań, żeby zabić jego uczucia.
I pierwsza wątpliwość jaką często słyszę jest taka: "A co jeśli i ja będę wyzwaniem, i druga strona będzie wyzwaniem, i tak będziemy na siebie czekać i w końcu nic się nie stanie?"
Bycie wyzwaniem nie oznacza, że nie możesz się nigdy sam odezwać, nie możesz nigdy zaproponować spotkania, czy nawet pierwszy wyznać miłości - a kiedy sam słyszysz takie propozycje, to musisz być niedostępny. Wręcz przeciwnie - nie tylko możesz, ale wręcz musisz wychodzić z własną inicjatywą, jeśli chcesz rozwijać daną relację. Nie musisz też być niedostępny - grunt, żebyś nie był dostępny zawsze i nie przekładał wszystkich swoich planów na rzecz spotkania z tą jedną osobą, którą właśnie poznałeś. Kluczem w tym przypadku jest równowaga i obserwowanie reakcji drugiej strony. To jest jak najbardziej ok wyjść z propozycją spotkania, ale jeśli słyszysz odmowę, to czekasz na ruch z drugiej strony. I odwrotnie, jeśli Ty odmówiłeś spotkanie, a chcesz rozwijać dalej daną relacje, to nie czekasz na kolejną propozycję, tylko sam proponujesz kolejne spotkanie jak tylko masz czas.
Inna wątpliwość, którą często słyszę jest taka: “Ale ja wtedy nie jestem sobą. Jak ktoś mnie ignoruję, to nie mogę tak czekać i się zastanawiać”.
Przyjrzyjmy się temu bliżej. Jedną z najważniejszych zasad bycia wyzwaniem jest nie okazywanie zainteresowania, kiedy ktoś pokazał Ci brak zainteresowania. Czyli jeśli ktoś cały dzień nie odpisuję Ci na wiadomość, to nie każesz się tłumaczyć dlaczego nie dostałeś odpowiedzi. Trzeba założyć, że to brak zainteresowania i wtedy zastanowić się jakbyś się zachował, gdybyś sam też nie był zainteresowany. Czyli w tym przypadku najprawdopodobniej po prostu byś zapomniał o tym i dalej się nie odzywał - a kiedy ta osoba skontaktuje się z Tobą, to nawet nie drążyłbyś tematu. Wiem, że kiedy nie dostajesz tyle zainteresowania ile chcesz od osoby na której Ci zależy, to może to być bardzo frustrujące. Jednak to co zrobisz nie definiuje tego czy jesteś sobą, czy nie jesteś sobą, tylko raczej czy działasz emocjonalnie czy racjonalnie. Jeśli jesteś zmęczony czekaniem i sytuacja się nie rozwija, to oczywiście w dowolnej chwili możesz się poddać i wycofać z tej relacji - zresztą często to będzie dobre wyjście jeśli sprawa od dawna nie posuwa się do przodu. Jednak Twoje zniecierpliwienie nigdy nie powinno być usprawiedliwieniem do pretensji o brak zainteresowania - to zawsze jest błąd, który tylko będzie odpychał partnera. Dlatego nawet jeśli masz dość, to lepiej odejść z klasą niż na koniec pokazać swoją desperację.
Jeszcze inną, częstą obiekcją jest oburzenie o to, że kiedy już jesteś w związku i partner pokazuje jakiś brak zainteresowania, to dlaczego niby ma mu to ujść bezkarnie? Woli się spotkać ze swoimi znajomymi niż ze mną? Do pieca z nim!
To prawdopodobnie wynika z przekonania, że Twój partner ma obowiązek być zainteresowany. Skoro przysięgał, że będzie kochał do końca życia to teraz musi kochać! No nie musi. To tak nie działa. Nie możesz zadecydować o tym czy się zakochasz czy odkochasz, ani nawet czy coś Ci się chce robić, albo nie chce. Zatem jeśli Twojemu partnerowi nie chce się z Tobą spędzać czasu, to nie trzeba go za to karać, bo to będzie bardzo nieatrakcyjne i fatalne w skutkach. To Ty i całe Twoje zachowanie ma największy wpływ na to, czy partnerowi chce się spędzać z Tobą czas - zatem nie ma sensu mieć o to pretensji do partnera. Zamiast tego zastanów się co sam możesz zrobić, żeby partnerowi bardziej chciało się spędzać z Tobą czas. Na początek podstawą jest wyeliminowanie błędów, które odpychają partnera - jeśli chcesz dowiedzieć się o tym więcej to koniecznie zobacz mój kurs: “6 błędów, które łamią równowagę zaangażowania”.
Jeszcze inna wątpliwość, którą słyszę od swoich klientów brzmi tak: “Ja mam potrzebę bycia kochanym i nie mam zamiaru z tego rezygnować i bawić się jakąś równowagę”.
I tutaj rozważmy dwie najczęstsze opcje.
Teraz wyobraźmy sobie taką sytuację. Załóżmy, że Twój partner po prostu jest zdystansowany. Skupia się przede wszystkim na sobie i swoich potrzebach. Nie liczy się za bardzo z Twoim zdaniem. Potrzebuje znacznie mniej czasu razem niż Ty, chce rzadziej się przytulać niż Ty tego chcesz, a nawet rzadziej chodzić z Tobą do łóżka.
I teraz pytanie brzmi jaki jest powód takiej sytuacji?
Jednym powodów może być to, że trafiłeś na osobę, która po prostu taka jest. I nawet kiedy wszystko jest między Wami ok, nie ma żadnych wrogości czy kłótni, to Twój partner i tak nie jest wylewny i potrzebuje dużo przestrzeni. Są osoby, które z dzieciństwa wyniosły taki styl przywiązania i w związkach są wycofane - po prostu nie potrzebują tak dużo bliskości. Jeśli tak jest w Twoim przypadku to zastanów się, czy Twój partner jest na tyle wycofany, że nie chcesz z nim więcej być? Czy może nie jest to coś co aż tak bardzo Ci przeszkadza. Tutaj decyzja jest bardzo indywidualna. Jeśli Twoja potrzeba bliskości nie jest zaspokojona to być może faktycznie lepiej będzie się po prostu rozstać. Natomiast nigdy w takiej sytuacji nie ma sensu karać swojego partnera za to, że jest wycofany, mieć o to pretensje czy się na niego obrażać. To zawsze jest fatalny pomysł i nigdy nie wyjdzie Ci to na dobre.
Jeśli zdecydujesz się zostać w takim związku, to w takiej sytuacji bardzo ważne jest skupienie się na tym, żeby nie łamać tej równowagi zaangażowania i dać partnerowi wiele wolności - bo im bardziej będziesz naciskał tym bardziej będziesz odpychał od siebie tą osobę. Zatem nawet w takich przypadku równowaga jest istotna, jeśli chcesz zachować ten związek - tylko nie możesz się spodziewać, że zmienisz taką osobę.
Sytuacja jednak wygląda zupełnie inaczej, kiedy Twój partner jest wycofany, a Twój związek nie jest w najlepszej kondycji. Czyli nazbierało się między Wami trochę wrogości i regularnie zdarzają Wam się kłótnie.
W takiej sytuacji nadal nie ma sensu narzekać, że partner nie jest zainteresowany i tak bardzo zaangażowany w Waszą relację jakbyś tego chciał - to nigdy nie jest dobry pomysł. Zamiast wymagać od swojego partnera, w pierwszej kolejności skup się na tym, żeby po swojej stronie robisz wszystko dobrze. Że sam zdobywasz umiejętności związkowe i chociażby uczysz się jak radzić sobie z kłótniami. Bo kiedy Ty się zmienisz, wszystko się zmieni. To jedyna droga do naprawy związku. Jeśli oboje wymagacie zmian od swojego partnera, a nie wymagacie ich od siebie, to jest jesteście w stanie ciągłej wojny. Natomiast jeśli nawet tylko jedna strona - czyli w tym przypadku Ty, przestaniesz żądać i wymagać zmian od partnera, a zamiast tego skupisz się na tym co Ty możesz zrobić, żeby być lepszym partnerem - to nagle wojna się kończy. Nawet jeśli Twój partner jest wycofany, albo wymagający - to w końcu możesz zacząć pracować nad czymś nad czym masz ogromny wpływ - czyli nad swoim zachowaniem. A związek to naczynia połączone. Jeśli Ty się zmienisz - to wszystko się zmieni - także Twój partner.
I na ten temat właśnie skończyłem pisać moją najnowszą książkę: “Sam możesz ożywić swój związek”. I mam dla Ciebie dobrą wiadomość - dla wszystkich moich subskrybentów ta książka przez ograniczony czas będzie dostępna po kosztach druku i wysyłki, czyli dosłownie za kilkanaście złotych.
Kliknij TUTAJ, żeby zarezerwować sobie swój egzemplarz.
Do zobaczenia,
Robert Marchel