Powietrze rozdarł potężny huk. To nie był grzmot burzy, tylko kolejna z wielu bomb, która spadła na Abagard. Z miasta zostały tylko gruzy. Większość ludności zginęła w wyniku intensywnego bombardowania. Ci, którzy przeżyli, uciekli. Ale nie wszyscy chcieli uciekać. Był wczesny zimowy poranek, kiedy oficer Damberg pojawił się w ciemnym szybie jednego z nielicznych miejskich schronów przeciw bombowych. Swoim wejściem obudził garstkę osób, która została w schronie. - Ludzie, tym razem to jest wasza ostatnia szansa. Nie będę się z wami szarpał. Za 3 godziny razem z ostatnią jednostką opuszczamy miasto i zostaniecie tu sami. - A dokąd niby mamy uciekać? I po co? – powiedział Artur, jeden z mężczyzn. – Wszystko, co tutaj miałem, przepadło bez powrotnie w pierwszym bombardowaniu. Wszyscy tutaj straciliśmy rodziny, bliskich, domy, dorobek całego życia... A ten w rogu to przecież Marek Sobolewki, właściciel fabryki. W jednej chwili stracił firmę, na którą harował 15 lat. Tobie też chciałoby się żyć, panie oficerze? - Ja się zabieram z żołnierzami – niespodziewanie odezwał się Sobolewski, który jak się okazało wcale nie spał i przysłuchiwał się rozmowie. - Brawo! Dobra decyzja. Całe miasto wiele Panu zawdzięcza – powiedział oficer – cieszę się, że wrócił Pan do zmysłów. - Do końca nie wróciłem. Ale miałem sen, który dużo zmienił. - Jaki sen? - Śniło mi się, że jestem rolnikiem. W czasach, kiedy wszyscy byli łowcami i zbieraczami, ja nauczyłem się uprawiać pole i dzięki temu żywiłem rodzinę i sąsiadów. I wtedy przyszli najeźdźcy z włóczniami i pochodniami. Zabili wszystkich. Spalili dom i farmę, a mnie obtłukli i wrzucili w płomienie, ale schroniłem się w piwnicy i przeżyłem. I kiedy tak leżałem, uświadomiłem sobie, że zabrali mi wszystko, co tylko mogli, ale to nie znaczy, że wszystko potrafili mi zabrać. Nadal żyłem. Nadal w czasach zbieraczy i myśliwych byłem jedynym rolnikiem. I moje umiejętności nie mogą przepaść. Rany po stracie bliskich bolą i będą bolały. Bomby rozwaliły w pył dorobek mojego życia, ale co przeżyłem, to moje. Czego się nauczyłem, to moje. Wrogom nie udało się wszystkiego mi zabrać. Nie pozwolę, żeby to się zmarnowało. Jeśli los da, zbuduję nową farmę i znowu będę służył ludziom. Dlatego jadę. - Zazdroszczę takiej postawy – powiedział Artur – ale ja nie zbudowałem fabryki. Nie jestem żadnym rolnikiem. Co najwyżej zwykłym myśliwym, który przypadkiem przeżył w tej samej piwnicy. Mi zabrali absolutnie wszystko. - Nie znam Cię, ale jeśli tak mówisz, to potężnie się nie doceniasz. Bo nawet jeśli jeszcze nie jesteś rolnikiem, to nie zabrali Ci potencjału do tego, żeby się nim stać. Teraz przynajmniej lepiej niż wszyscy inni wiesz, że warto zdobywać to, czego nikt nie może Ci zabrać. Pytanie, czy będziesz potrafił to wykorzystać. Czy pojedziesz z nami? Opowiedziałem Ci tą historię jako przypomnienie, że w czasach rozdmuchanego materializmu, ważne jest nie tylko to, żeby mieć, ale też żeby BYĆ. Że nie liczy się tylko praca jaką wykonujesz i pieniądze, które za nią dostajesz, ale też, a może przede wszystkim jaką wiedzę i umiejętności przy okazji zdobywasz. Że nie warto tylko pracować, ale przy okazji maksymalnie dużo uczyć się i rozwijać. Bo tego nikt nie będzie Ci mógł zabrać. Żeby przyłączyć się do mojej kompanii i społeczności rozwojowych ludzi, to przypominam, że tylko do północy w środę, 24 maja otwarte są zapisy na Rok Zmian. Po tym czasie ta możliwość znika bezpowrotnie. Wypróbuj pierwszy miesiąc za złotówkę bez żadnych zobowiązań. Wejdź na rokzmian.pl i zarezerwuj sobie miejsce. Do zobaczenia po drugiej stronie. Robert Marchel |